torsdag 30 Dec 2010, 11:19
Króciutkie podsumowanie mijającego roku, maksymalnie subiektywne.
Poznałem w ost. 12 miesiącach ok. 40 albumów wydanych w tym roku (mam na myśli datę premiery między 01.01 a 31.12. 2010). Na więcej niestety brakło czasu.
Ranking opieram na subiektywnej ocenie jakości i ilości odsłuchań (czy to przez lasta, czy - głównie - na mojej empetrójce) z tym związanych.
Pewnie jest nieco niesprawiedliwie, sam jestem zaskoczony np 1 miejscem, ale cholera nie chce być inaczej. Tricky nagrał album króciutki (30min), ale bardzo intensywny, różnorodny, bujający. A to, że coraz mniej prawdziwego Trickiego w Trickym, że coraz mniej prawdziwego smutku i trip-hopu w jego twórczości, to już inna sprawa. Anathema była blisko 1 miejsca, ale może właśnie ta skondensowana, intensywna forma Mixed Race wygrała?
Odkrycie, zaskoczenie roku otrzymują The Q4. Znalezione przypadkiem na laście, na fali zachwytów Glenem Porterem i wytwórnią Project Mooncircle, zapoznane jakoś pod koniec listopada, ale wkręciło się na tyle mocno, że wysoko są. Bardzo dobry album, różnorodny, inteligenty, momentami zaskakujący.
Pewnie brakło miejsca dla niektórych pozycji, może jest lekko niesprawiedliwie - i na pewno bardzo subiektywnie.
Albumy top10:
1. Tricky - Mixed Race
2. Anathema - We're Here Because We're Here
3. The Q4 - Sound Surroundings
4. Crippled Black Phoenix - I, Vigilante
5. Gazpacho - Missa Atropos
6. Jónsi - Go
7. Tindersticks - Falling Down A Mountain
8. Massive Attack - Heligoland
9. Trent Reznor and Atticus Ross - The Social Network
10. O.S.T.R. - Tylko Dla Dorosłych
dalej już bez kolejności
Honorable mention (***):
1. The National - High Violet
2. Black Dub - Black Dub
3. Lunatic Soul - Lunatic Soul II
4. Bonobo - Black Sands
Honorable mention (**):
1. Eldo - Zapiski z 1001 Nocy
2. God Is An Astronaut - Age Of The Fifth Sun
3. PS I Love You - Meet Me At The Muster Station
4. Killing Joke - Absolute Dissent
Rozczarowania: Deftones - Diamond Eyes, Yeasayer - Odd Blood, Isobell Campbell & Mark Lanegan - Hawk - bo choć albumy bardzo przyzwoite, to na tle wcześniejszych wybitnych bądź bardzo dobrych po prostu zawiodły. Co nie znaczy że są złe. I The Dead Weather - Sea of Cowards - pierwszy album ściany burzył, tutaj jakoś jednostajnie i nudnie. W ogóle mnie nie ruszyło.
Nie podejmę się listy top koncertów, po 1. dlatego, że na wielu dobry mnie nie było, a po 2. te na których już byłem nie mogą się wzajemnie równać - nie chcę wybierać pomiędzy dobrymi i świetnymi.
Dziękuję pozdrawiam.